Ten wpis był dotąd czytany 1532 razy!
Zapraszamy do lektury rozmów naszej koleżanki Wiesławy Siemaszko-Zielińskiej, które prowadziła z uczestnikami „Naszego Corocznego Polanickiego Spotkania” (tekst pochodzi z jej bloga, który można odwiedzić w internecie na stronie: siemziel.blogspot.com
MIĘDZYNARODOWY FESTIWAL POEZJI POECI BEZ GRANIC – POLANICA ZDRÓJ 2017
19 listopada zakończył się XIV Międzynarodowy Festiwal Poezji w Polanicy Zdroju POECI BEZ GRANIC, w którym uczestniczyłam już po raz dziesiąty. Pisząc o festiwalu warto, a nawet należy powiedzieć, że inicjatorem tego wyjątkowego wydarzenia był wieloletni prezes Dolnośląskiego Oddziału Związku Literatów Polskich, Andrzej Bartyński. To właśnie w Polanicy znakomity poeta Andrzej Bartyński po rozmowie ze Zbigniewem Puchniakiem, Przewodniczącym Rady Miejskiej w Polanicy Zdroju, zaingurował w 2003 r. pierwszy Międzynarodowy Festiwal POECI BEZ GRANIC.
I jak pisze we wstępie w dziesiątym almanachu, wydawanym na okoliczność festiwalu: „Powiedzieliśmy sobie, ma rozkwitać co roku. Co ma rozkwitać? Ma rozkwitać kwiat poezji – Międzynarodowy Festiwal Poezji w Polanicy Zdroju „Poeci bez granic”. Bez jakich granic? Bez tych granic, które dzielą ludzi i narody szerząc nienawiść, pogardę i zniszczenie osiągnięć ludzkiej kultury, służącej dobru człowieka. Powiedzieliśmy sobie, ma rozkwitać i tak to się zaczęło”
Ważne miejsce w obecnym kształcie organizacyjnym festiwalu zajmuje uznany i ceniony poeta, o „niestrudzonej witalności organizacyjnej” Kazimierz Burnat, obecny prezes Dolnośląskiego Oddziału Związku Literatów Polskich. I jak co roku w festiwalu uczestniczą poetki i poeci z Polski i zagranicy. W tym roku gościliśmy przedstawicieli z Ukrainy, Litwy, Czech i Wietnamu.
XIV już edycja tego festiwalu zainspirowała mnie do przeprowadzenia rozmów między innymi z: prezesem Zarządu Głównego Związku Literatów Polskich, Markiem Wawrzkiewiczem, Andrzejem Walterem, członkiem Zarządu Krakowskiego Oddziału ZLP, Urszulą Zyburą, prezesem Wielkopolskiego Oddziału ZLP w Kaliszu, Verą Kopecką, członkinią Związku Pisarzy Czeskich oraz Zofią Mirską, członkinią DO ZLP. Rozmów, czyli wielu głosów na temat tego szczególnego wydarzenia, wpisującego się swoją długą tradycją w klimat i atmosferę miasta Polanicy.Wiesława Siemaszko-Zielińska: Czy jest coś szczególnego w Międzynarodowym Festiwalu POECI BEZ GRANIC, co wyróżnia go od innych festiwali, w których pan uczestniczy?
Marek Wawrzkiewicz: Problem jest nieco szerszy, bo w ostatnich latach te festiwale (Warszawska Jesień Poezji i Listopad Poetycki w Poznaniu) jakby się one nie nazywały, gdziekolwiek by się nie odbywały niestety mają pewną cechę, są do siebie podobne. Coraz częściej rozmawiamy między sobą, w swoim gronie. Tymczasem w czasach, kiedy książka poetycka była wydawana w znikomym nakładzie i była bardzo nędznie rozpowszechniana zadaniem poety było i jest nie tylko pisać dobre wiersze, ale również starać się je rozpowszechniać, aby docierały do czytelnika. Ponieważ obserwujemy coś w rodzaju spirali czasu i kiedy nie było jeszcze literatury pisanej byli tacy specjalni faceci, którzy przy ogniskach, bądź też w długie, jesienne wieczory opowiadali, snuli jakieś sagi, jakieś eposy. To przechodziło z pokolenia na pokolenie. Żyjemy w czasach podobnych do tamtych zamierzchłych, dlatego, że jeśli poeta wydaje książkę w nakładzie 300 egzemplarzy, to wiadomo jak ona i do kogo dociera. Do rodziny, do przyjaciół, po prostu poeta rozdaje tą książkę. Możemy się tylko pocieszać, że żaden z nas nie jest poetą na miarę Adama Mickiewicza, który jak wiadomo swój debiutancki tomik pt.:”Ballady i romanse” wydał w nakładzie 300 egzemplarzy. Poeta ma obowiązek docierać do czytelnika i spróbować zainteresować go tym, co tworzy, co ma do powiedzenia światu. A czym się wyróżnia Międzynarodowy Festiwal Poezji w Polanicy Zdroju? Wydaje mi się, że jest on utrzymany w tej ogólnej konwencji. Czy można coś z tym zrobić? Można oczywiście próbować wychodzić na ulicę w Polanicy, które są szczególnie urokliwe. Gdybym miał szukać jakiś szczególnych wyróżników festiwalu POECI BEZ GRANIC, to należy podkreślić, że ma on bardzo długie tradycje, poczynając od lat 70, kiedy odbywały się w Polanicy Wiosny poetyckie, na które rzeczywiście przyjeżdżali najznakomitsi poeci. Potem ta impreza została wskrzeszona. A porównując go z Warszawską Jesienią Poezji należy przyznać, że faktycznie gromadziła ona początkowo nawet 150 poetów. Aktualnie festiwal ten jest skromniejszy. A Warszawa wyschła. Jest nam coraz trudniej zgromadzić publiczność, bo tak zwany warszawski uczestnik życia kulturalnego ma do wyboru teatr, kino, wernisaż nowej wystawy, zwiedzanie muzeum, imprezę literacką. To co wybiera? Nigdzie nie chodzi. Nic nie wybiera. A poza tym te nasze festiwale, jak ten w Poznaniu czy Warszawska Jesień Poezji nie cieszą się niestety popularnością wśród władz. Władze tego nie popierają. Tymczasem w Polanicy jest odwrotna sytuacja. Władze lubią ten festiwal, szczycą się nim i chcą, żeby się on tu odbywał w takiej sympatycznej atmosferze. I to jest główny wyróżnik tego wszystkiego. A poza tym są tutaj stworzone znakomite warunki pobytu.
W. S-Z.: A czy jest jakieś zdarzenie, które zapamiętał pan, goszcząc od wielu lat na tym festiwalu ? Może jakaś osoba i jej poezja pana wzruszyła i zainspirowała?
M.W.: Kiedy była ta masakra w Paryżu w 2015 r. spontanicznie, natychmiast po usłyszeniu tej wiadomości wysłaliśmy list kondolencyjny do ambasady Republiki Francuskiej w Warszawie. Pisząc, że my, poeci z tylu i tylu krajów, zgromadzeni na Międzynarodowym Festiwali POECI BEZ GRANIC w Polanicy Zdroju, wyrażamy głębokie współczucie. Była to reakcja spontaniczna, która po prostu dobrze o nas świadczyła. A jakie są inne wrażenia? Sam nawet nie spodziewając się niczego dobrego czasami słyszę nagle świetny wiersz. Na przykład ta pani miejscowa Justyna przeczytała świetny wiersz i jeszcze nie zdążyłem jej pogratulować, ale za chwilę to zrobię. To są takie zdarzenia, dzięki którym warto tu przyjeżdżać.
W.S-Z.: Dziękuję za rozmowę.W.S-Z.: Który raz uczestniczysz w Międzynarodowym Festiwalu POECI BEZ GRANIC w Polanicy Zdroju? Dlaczego tu przyjechałeś? Proszę się przedstawić.
Andrzej Walter: Poeta, fotografik, artysta, redaktor tygodnika: pisarze.pl. Członek Zarządu Krakowskiego Oddziału ZLP. Jestem jakby takim dzieckiem Hani Kajtochowej, to ona stworzyła mnie jako poetę, jej pomoc, warsztaty, tak mogę to powiedzieć. I ponieważ Hania tu często przyjeżdżała i tak się własnie złożyło, że jak Hania od nas odeszła w 20011 r. przyjechałem tu najpierw jako młody, dopiero początkujący poeta. Chyba tak zaproszono mnie przy okazji, bo to miejsce po Hani się zwolniło. Przyjeżdżaliśmy jeszcze wtedy z Jackiem Kajtochem, który jeszcze był w formie i tak zostało. I, że tak powiem zaprzyjaźniliśmy się tutaj ze wszystkimi. I myślę, że tak jakoś wrośliśmy w tą naszą Polanicę. To jak człowiek tu przyjeżdża, to tak, jakby przyjeżdżał do domu.
W.S-Z.: A jakie wydarzenie od chwili pierwszego pobytu na festiwalu utkwiło ci w pamięci? Może jakaś osoba?
A.W.: Tak oczywiście, człowiek jak wraca po Polanicy po tych czterech dniach, to jest tak zmęczony, jakby był pracy. A wydarzeń było tyle, że ciężko byłoby wyliczyć, ale zastanowiłem się chwilę i myślę, że dla mnie najważniejsze w tego typu festiwalach są dyskusje merytoryczne, jakieś referaty, wykłady, jakieś dyskusje między nami, tudzież interaktywne dyskusje z publicznością. Dlatego za najważniejsze wydarzenie w ciągu tych sześciu lat moich przyjazdów na festiwal uważam spotkania z młodzieżą. I tak na przykład poznaliśmy w Kłodzku, dzięki polonistce poetkę, Gabrielę Szukszto, która najpierw już po festiwalu przysłała mi swoje wiersze. Potem uczestniczyła w warsztatach, prowadzonych przez Kazimierza Burnata we Wrocławiu. Czego efektem był jej debiutancki tomik wierszy, wydany właśnie dzięki tym spotkaniom w szkole, tym rozmowom, znajomościom i temu natchnieniu, które to promieniuje, tą energią. Jest to wielka rzecz , to, że dzięki temu festiwalowi możemy spotkać się z tą młodzieżą. I potem może powstać taki tomik z ich wierszami. I to jest piękne.
W.S-Z.: Dziękuję za rozmowę.W.S-Z.: Proszę się przedstawić i powiedzieć, który raz jesteś na Międzynarodowym Festiwalu POECI BEZ GRANIC w Polanicy Zdroju.
Urszula Zybura: Jestem prezesem Wielkopolskiego Oddziału ZLP w Kaliszu, autorką dwudziestu książek. Głównie piszę aforystykę, poezję, haiku, utwory teatralne. Już miałam jubileusz 40 – lecia, więc trochę działam w tym ruchu. Na tym festiwalu jestem drugi raz. Natomiast swego czasu, kiedy mieszkałam we Wrocławiu, w 1978 r. byłam na festiwalu w Kłodzku. Był to Festiwal Poezji Społecznie-Zaangażowanej. A pamiętam o nim dlatego, że wtedy dopiero zaczynałam pisać. I na uroczystym otwarciu w Teatrze Zdrojowym nasz prezes, Marek Wawrzkiewicz właśnie wspomniał, że tradycje festiwalu POECI BEZ GRANIC sięgają od dawna. Bo jest on kontynuacją kłodzkich festiwali poezji społecznie – zaangażowanej.
W.S-Z.: Czy wasz Wielkopolski Oddział też organizuje podobne festiwale?
U.Z.: Mój Wielkopolski Oddział ZLP ma pierwszy rok działalności i my w tym roku zorganizowaliśmy w listopadzie taką międzynarodową konferencję poetycką z udziałem poetów z Niemiec, Wietnamu, Białorusi, Ukrainy i Polski.
W.S-Z.: Co wnosi w twoje życie, jako twórcy i człowieka ten festiwal, w którym uczestniczysz już po raz drugi?
U.Z.: Ja lubię tego typu imprezy, ponieważ lubię skonfrontować się z moją twórczością z innymi autorami. Lubię słuchać. Zawsze poznaję kogoś ciekawego, kogoś nowego. Myślę, że to jest niezbędne dla autora. Mieszkam w Kaliszu, to jest miasto 100 tys., ma to swoje dobre i złe strony. Ale myślę, że my jako twórcy potrzebujemy konfrontacji z żywym autorem, z żywym człowiekiem.
Ja lubię kontakt z żywym autorem, lubię go słuchać, lubię na niego patrzeć, wziąć jego książkę do ręki. I to jest dla mnie najważniejsze. Ciekawe są też dla mnie występy dzieci w Teatrze Zdrojowym na uroczystym otwarciu. To piękna sprawa.
W.S-Z.: Dziękuję za rozmowę.W.S-Z.: Który już raz uczestniczysz w Międzynarodowym Festiwali POECI BEZ GRANIC w Polanicy Zdroju? Czym jest dla ciebie ten festiwal i powiedz kilka zdań o sobie.
Vera Kopecka: Mieszkam w Bromowie. Jestem członkinią Związku Pisarzy Czeskich.Wydałam około trzydziestu tomików poetyckich, tłumaczę wiersze polskich autorów i organizuję również międzynarodowe spotkania z poezją Dny poezji w Bromowie. W tym roku były już osiemnaste tego typu spotkania. Na te Dny poezji przyjeżdżają poeci z Polski. Organizacja tych Dny poezji u nas umożliwiła mi przyjazd na festiwal POECI BEZ GRANIC do Polanicy. Jestem tu może już ósmy raz. Jest to duży festiwal i spotkanie różnych poetów z różnych miejscowości o rozlicznej poetyce. Ta możliwość wysłuchania ich poezji, a potem przeczytania w antologii, stwarza nowe wymiary tej poezji i możliwości współpracy.
W.S-Z.: Czy jest jakieś wydarzenie lub osoba, którą zapamiętałaś szczególnie, przyjeżdżając na festiwal do Polanicy?
V. K.: Bardzo uważam takich kolegów, szczególnie jak Andrzej Bartyński, bo to jest taka ważna i podstawowa postać tego spotkania. Na pierwszych spotkaniach festiwalu spotkałam też wietnamskiego poetę, który też był gościem w Bromowie. Kazimierz Burnat też był gościem mojego festiwalu i to niejeden raz. To wszystko umożliwiło mi rozszerzać kontakty i zapraszać nowych gości do mojego festiwalu.
W.S-Z.: Dziękuję za rozmowę.W.S-Z.: Co chciałabyś powiedzieć na temat Międzynarodowego Festiwalu POECI BEZ GRANIC w Polanicy Zdroju?
Zofia Mirska: Mieszkam w Kłodzku, więc do Polanicy mam blisko. Najważniejszą dla mnie sprawą, że przyjeżdżam na ten festiwal są po prostu spotkania i więzi z ludźmi, którzy podobnie myślą i pracują w słowie. Jesteśmy taką jakby ukierunkowaną grupą. Bardzo sobie cenię te spotkania, bo to, że wymieniamy swoje poglądy, że chwalimy się, albo czasem ganimy za swoje wiersze, to wszystko nas jakoś ubogaca. Poeta z reguły jest samotnikiem i taki zjazd samotników zawsze wywołuje jakąś burzę mózgów. Po prostu śpiewamy, wygłupiamy się, czasami mamy też dzień satyryczny. Wspólnie poprzeżywamy, pośmiejemy i dla nas ten pobyt jest to takie święto, zresztą w dobrym hotelu. Ja uczestniczę tutaj od drugiego festiwalu. Ale najpiękniej ze względu na siedzibę wspominam „Nasz dom”, gdzie odbywały się festiwale przez kilka lat. Było tam foyer, każdy przez nie przechodził, mógł tam palić papierosy, bo podobno ci, którzy palą tworzą najlepsze towarzystwo,choć nienajzdrowsze. I dużo pracy w to wszystko włożył Andrzej Bartyński, teraz Kazimierz Burnat. Ale ważne, że przyjeżdżają stali ludzie i po prostu co roku możemy zapytać: – Co u ciebie? A potem posłuchać tego, co napisał. Dla mnie są to po prostu, w takim powszednim życiu, trzy dni wyzwolenia i radości ze spotkania.
W.S-Z.: Dziękuję za rozmowę.