Ryszard Gruchawka

„Blizny”

Ten wpis był dotąd czytany 1968 razy!

Mój życiorys robotnika,
to kumple zza żelaznej bramy z ciężką kłódką,
wraz ze stęchłym powietrzem,
na poziomie tysiąca dwustu metrów.

Dzisiaj to inny kalendarz,
inny pacierz robotnika,
inna pieśń,
od tamtych rozmów,
na trzeszczącej płycie styropianu,
od wybrzeża po kopalnie,
kiedy budowało się następny dom na kartki,
teraz są to sklepiki z ofertą wszystkiego za trzy złote,
i kościół z szeroko otwartymi drzwiami,
dla kapeli rockowej.

Za to upadł Noe,
uderzony w zęby kolbą karabinu,
i wycisnął z krwią: Boże coś Polskę…
Teraz na tej ziemi,
od wybrzeża po hałdy kopalń,
rośnie stary las.

Ten stary las,
już nigdy nie będzie młodym lasem.