Letnie czytanie poezji (i nie tylko) za nami…

Ten wpis był dotąd czytany 1264 razy!

Letnie Czytanie poezji

W kolejnej edycji naszych wspólnych „czytań”, które odbyło się w czwartek 10.09.2015 r. swoje utwory czytali:

  • Urszula Benke
  • Halina Kuropatnicka-Salamon
  • Alix Pijanowska-Adamczyk
  • Wiesława Siemaszko-Zielińska
  • Ewa Sonnenberg
  • Elżbieta Śnieżkowska-Bielak
  • Andrzej Bartyński
  • Kazimierz Burnat
  • Piotr Fałczyński
  • Krzysztof Frydrych
  • Mirosław Gontarski
  • Leszek Antoni Nowak

Niebawem przeczytacie tutaj kilka prezentowanych na „czytaniu…” utworów!

Oto pierwsze z nich:


 

Wiesława Siemaszko-Zielińska
Wiesława Siemaszko-Zielińska

Amsterdamskie impresje
Oni ty
to całe zamieszanie
udawanych nocy i dni
między jawą a snem
kiedy nie liczą się słowa
rozmazane gesty niedomówień
jak obrazy Van Gogha
zaklinacza Słońca
odczytane od nowa
z pasja życia artysty
w kafejkach
w każdym kolejnym kroku
zakręconych drgań powietrza
Oni ty
i cała reszta świata
w światłach które
nigdy nie gasną
jak rozpalone ognie spojrzeń
tam za horyzontem
Północnego morza
w niezatartych śladach na pisaku
tożsamość dookreślona
wyzwolonej wyobraźni

Wiesława Siemaszko-Zielińska


List do Olka

Ledwie wyjechałeś
i nie zdążyłeś jeszcze
swoich snów zasiać nad Tamizą
a już cię szukam w przepastnej tęsknocie

Przyjedź – pokażę ci króliki i dzięcioła
nauczę rozpoznawać grzyby po zapachu
wieczorem będę czytać bajki
aż zabraknie
wtedy napiszę ci nowe
byś mógł przejść chmurką
która śpi na łące i zerwać z wierzby
dojrzały księżyc

Przyjedź – ścieżka za domem
tęskni do dziecięcych kroków
huśtawka czeka by unieść twój uśmiech
wiatrem trącana furtka skrzypi:
,,nie-za-po-mnij’’
echo z północy
powtarza jej śpiew

Przyjedź – będę zbierał dla ciebie
szyszki i kasztany
i słowa których tam nie będziesz się uczył
byś je oswoił  i głaskał zobaczył jak rosną
może swym wnukom kiedyś
bajkę na dobranoc rozpoczniesz słowami:

dawno, dawno temu żył sobie dziadek…

P. S.  Ta babka w piaskownicy wciąż stoi.

Piotr Fałczyński


Nie jestem Szaweł

Wysportowany, zdrowy i przystojny
zawsze gotowy
na ubój rytualny od poczęcia,
lubiłem to robić.

 

Szlachtowałem
ciemną, niewykształconą masę
młode, jeszcze miękkie dusze,
delikatna, soczysta jagnięcina,
nie oceniona przez Boga.

 

Jednym cięciem,
podrzynałem gardła płochliwych byków
czarne cielsko zwisało u bramy miasta,
strach było wchodzić i wychodzić.
Przelana krew, czernina
ze zmieszanych duchowo substancji
smakowała najlepiej.

 

Ostatnie tchnienie?
Zasypiam na świętych skórach,
śniąc, lewituje poza ciałem
morduje, ofiary losu raz jeszcze.
Wysuszone głowy pozbawiona problemów
robią się coraz mniejsze.
Wykastrowany pies Horusa
leży grzecznie u stóp królowej Izydy.

 

Droga do Damaszku, rozbłysk w mgnieniu oka
to nie było elektryczne przebicie
Słoneczny cios powalił Szawła,
oślepiony na trzy dni
nie jadł i nie pił,
ciemne okulary zsunęły się z nosa.
Spopielone gwiazdy dogorywały
ukryte w sadzy wystrzelonej z komina,
prowizoryczna niebo opustoszało.
Paweł dławi się własną krwią
z rozszarpanego zębami języka
z wydrapanych paznokciami dziąseł,
klęczy z szerokim uśmiechem.
Posiadasz całą wiedzę
skończył Chrystus, ściszając głos
klepiąc przyjaciela po plecach,
łopatki zbliżyły się do siebie.

 

To nie noworoczne postanowienie
a objawiona prawda
mordercą byłem,
apostołem będę ja!

Krzysztof Frydrych